Bolesław II Rogatka – taki mniej stabilny książę

opublikowano: 2024-04-30 08:09
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Bolesław Rogatka miał niewątpliwie specyficzne poczucie humoru. Niektórym jednak nie było do śmiechu...
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Krzysztofa Pyzi „Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski”.

Bolesław Rogatka z Zofią de Doren i swym ulubionym lutnistą (drzeworyt na podstawie rysunku Jana Matejki, 1879 rok)

Jest w polskiej historii książę, który zdecydowanie wymaga osobnego rozdziału… W szkołach ciągle nas uczą tylko o tych królach i królach. A słyszał kto kiedy o księciu Bolesławie II Rogatce? Był on nie tylko synem księcia Henryka II Pobożnego (o którym już prędzej mogliście słyszeć, bo zginął w bitwie pod Legnicą z rąk Mongołów w 1241 roku), lecz przede wszystkim łysym facetem, który kochał turnieje rycerskie, a do tego w wolnych chwilach lubił zabijać przypadkowych przechodniów, kiedy tylko naszła go na to ochota. Zresztą, gdy zmarł jego ojciec i w najlepsze trwała żałoba, nie przeszkodziło mu to w zorganizowaniu kolejnego turnieju rycerskiego, mimo protestów. Ojciec też pewnie zwróciłby mu w tej kwestii uwagę, ale w tamtym momencie było już troszkę za późno… Z kobietami również nie wiodło się Rogatce najlepiej. Jego pierwsza żona Jadwiga z Anhaltu miała umrzeć ze zmartwienia, druga zaś – Eufemia – miało go mieć tak dość, że zdesperowana uciekła pieszo do swego ojca na Pomorze. A pamiętajmy, że wtedy nie było możliwości, by zabrać się „na stopa”.

Rogatka znany był z poczucia humoru, choć dość specyficznego… Pewnego razu będąc na wrocławskim rynku, zarządził, by zebrać od tamtejszych kobiet mleko, którym handlowały. Zlano je następnie do jednej beczki, po czym Rogatka stwierdził, że to mleko jest za mało białe, by było warte kupienia i pozwolił biznesmenkom tamtych czasów, by z powrotem wlały je do swoich kan. Walka o mleko była przeogromna, a ubaw Rogatki jeszcze większy. Z kolei innym razem chciał zażartować z własnego błazna. Ogłosił, że skoro błazen się z niego śmieje, to skazuje go na śmierć. I nie ma na co czekać, kat ma wykonać wyrok od razu. Następnie położono głowę błazna na pniu, wokół którego zebrało się sporo ciekawskich. Kat się zamachnął i uderzył w szyję błazna. Rogatka zaczął się rechotać, podobnie jak tłum, który zorientował się, że zamiast siekiery błazna uderzono pętem kiełbasy. Skazanemu jednak nie było do śmiechu. Już się nie poruszył. Dostał zawału i zmarł ze strachu. Co na to Rogatka? Rozejrzał się po ludziach i stwierdził, że słaby był z tego człowieka błazen, skoro nie zna się na żartach…

REKLAMA

Z kolei stosunki Rogatki z Kościołem przypominały jedno wielkie darcie kotów. Doszło nawet do tego, że chcąc się dogadać z księciem wielkopolskim Przemysławem, Rogatka obiecał mu oddać za żonę własną siostrę Elżbietę. Co prawda, ta miała być zakonnicą w trzebnickim klasztorze Cysterek, ale i to nie przeszkodziło Rogatce, by ją stamtąd zabrać.

W każdym razie do tego, co robił książę, nawet jego rycerze podchodzili z dystansem. Nic dziwnego, skoro Rogatka uwielbiał hulaszczy tryb życia, a żarty, alkohol i dobre jadło było tym, co kochał aż nadto. Kiedyś uczestniczył w procesie, w trakcie którego sądzono mieszkańca Złotoryi. Ten miał być podejrzany o jakieś straszne zbrodnie. Jednak był to człowiek o dobrej opinii na mieście, a i dowody były co najmniej słabe. To jednak nie przeszkodziło Rogatce, by w trakcie procesu, gdy naszła go ochota na zabawę, wstać i ogłosić, że dalsza rozprawa jest niepotrzebna, bo podejrzany jest winny i trzeba go jak najszybciej zabić. Jeszcze tego samego dnia kat ma zrobić z nim, co trzeba! Po czym wsiadł na konia i odjechał.

Zebrani sędziowie byli zakłopotani. Skoro książę wydał wyrok, to oni nie mieli już nic do roboty. Ostatecznie jednak sumienia nie pozwoliły im milczeć. W tajemnicy przed Rogatką rzetelnie przeprowadzili rozprawę do końca. I wyszło z niej, że podejrzany jest niewinny. Tylko co tu robić, gdy wyrok wydał już sam książę? No nic. Niby przypadkiem drzwi tam, gdzie więziono skazanego na śmierć, zostały otwarte. Ten skorzystał z szansy i uciekł do innego miasta, zaś otoczenie Rogatki doniosło mu, że podejrzany stracił już głowę zgodnie z rozkazem.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Krzysztofa Pyzi „Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski” bezpośrednio pod tym linkiem!

Krzysztof Pyzia
„Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
280
Premiera:
24.04.2024
Format:
135x215 [mm]
ISBN:
978-83-11-17337-8
EAN:
9788311173378
REKLAMA
Św. Jadwiga obmywa swego wnuka Bolesława Rogatkę, obok Anna Czeska. Miniatura z XV wieku

Lata upływały, a podejrzany zaczął tęsknić za Złotoryją. Wrócił więc do niej i pech chciał, że idąc z koszem na plecach, napotkał Rogatkę. Książę uznał przerażony, że oto ukazał mu się duch skazanego. Zamknął oczy, a gdy je otworzył, już nikogo nie było. Rogatka uznał w tej sytuacji, że ukazała mu się zjawa. Zapytał mieszkańców, czy to możliwe, ci zaś zgodnym chórem przytaknęli: – No tak, no tak, no tak… Ta zjawa często tutaj bywa i na tutejszych nie robi już wrażenia. Rogatka tak bardzo się tym przejął, że jego noga nigdy więcej nie stanęła na złotoryjskiej ziemi.

Zresztą, gdy zabrakło mu pieniędzy, jego ludzie wyrwali z łóżka w podeszłym już wieku biskupa wrocławskiego Tomasza i ubranego jedynie w piżamę i spodnie wozili od miasta do miasta, aż w końcu wrzucili do wieży na Górze Zamkowej* na pół roku. Rogatka zaś zażądał za niego pieniędzy. Do tego przejął jego ziemie. Koniec końców pogodził się z biskupem, a w ramach pokuty miał odbyć pielgrzymkę. W pokutnym odzieniu, do tego boso udał do Wrocławia z przywołanej wcześniej Złotoryi. Można by tak jeszcze wiele pisać o tym księciu. Gdyby się ktoś uparł, to pewnie bez trudu mógłby napisać opasłe tomisko. W każdym razie, sądząc po czynach, Rogatka miał niemałe rogi, które sam sobie przyprawił swoim zachowaniem! Tfu, co za suchar!

Wróćmy jednak do naszych wojaków. Polacy od zawsze słynęli z waleczności. To wiedzą wszyscy. Choć gdy się tak lepiej przyjrzeć naszym rycerzom, można mieć lekkie wątpliwości…

REKLAMA

Niektórzy rycerze byli tak leniwi, że gdy opisany przed momentem książę Bolesław Rogatka proponował im turnieje rycerskie, mieli tysiąc wymówek, byle tylko w takim turnieju nie wziąć udziału. A to konia wysłali do warsztatu na przegląd, a to zbroję sprowadzoną z Niemiec musieli wyklepać, a to katar im doskwierał. Najzwyczajniej w świecie po prostu im się nie chciało. Zresztą nie pierwszy raz. Nierzadko było tak, że zamiast rycerskich pojedynków jeden drugiego wsadzał do klatki, wieszał i czekał, aż wróg zmieni zdanie i wybije sobie z głowy pojedynkowanie.

À propos kar. Gorsze jednak były kary w postaci pobytu w wieży dolnej. Ukaranego wrzucano przez otwór, skąd spadał jakieś pięć metrów w dół do lochu. Tam, zależnie od kary, było mu dane przebywać nawet rok. Zwykle jednak skazani tracili zmysły i umierali przed końcem odsiadki. Nic dziwnego. Tkwić tyle czasu w towarzystwie szczurów, wilgoci i ciemności? Tym bardziej, że skazanych żywiono jedynie wodą i chlebem. Niezbyt zróżnicowana dieta, nawet jak na tamte czasy. Co innego szlachetnie urodzeni. Ci z kolei zazwyczaj otrzymywali wyrok będący jedną wielką parodią kary. Jak i samo sądzenie. Przecież szlachta uwielbiała się sądzić. No i było ją na to stać. Przypomnijmy, że gdy jeden szlachcic sądził się z drugim, to zwykle kończyło się na tym, że któryś musiał odbyć karę. Polegała ona na zamknięciu w jakiejś wieżyczce.

Henryk V Brzuchaty, syn Bolesława Rogatki

Skazany żył tutaj jednak jak pączek w maśle. Sądzenie się bywało jednak dość ryzykowne. Otóż jeśli ten, którego posądziliśmy, przegrał i lądował w tej wieży, a nie miał zbyt zasobnego portfela, to nie kto inny, jak ten, który wygrał proces, musiał go utrzymywać i żywić. Zapytacie, gdzie tu logika? Nigdzie jej nie ma, tak jak w większości historii, które poznajecie w tej książce! Co więcej, skazany szlachcic mógł sobie bez oporów zapraszać damy serca i te lekkich obyczajów. Znajomych szlachciców i rodzinę. Wszystko na koszt tego, który doprowadził go do pobytu w wieży. Co innego, jeśli skazany był zamożny. Wtedy posiłki fundował sobie sam. A co z tymi, którzy go strzegli w tej wierzy? Ich nie było. Skazany nie nosił u nogi żadnej kuli. Nie miał też założonych kajdanek, a prowadzącego do jego wieży drzwi nie były zamykane. No takie to były więzienia, że z dzisiejszej perspektywy aż chciałoby by się tam nieco posiedzieć, by odpocząć!

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Krzysztofa Pyzi „Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski” bezpośrednio pod tym linkiem!

Krzysztof Pyzia
„Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
280
Premiera:
24.04.2024
Format:
135x215 [mm]
ISBN:
978-83-11-17337-8
EAN:
9788311173378
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Krzysztof Pyzia
Politolog, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, autor książki „Detektyw Rutkowski. Prawdziwa historia”, a przede wszystkim miłośnik historii. Na co dzień producent porannego programu „Dzień Dobry Bardzo” w Radiu ZET i współpracownik tygodnika „Angora”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone